Wokalista Jasielskiego Domu Kultury Mikołaj Majda został nagrodzony na IV Ogólnopolskim Festiwalu Piosenki Patriotycznej „Dźwięki Wolności”.
Festiwal został zorganizowany w formule on line przez Młodzieżowy Dom Kultury w Gdyni. Mikołaj prezentował piosenkę „Nim wstanie dzień” z tekstem Agnieszki Osieckiej i muzyką Krzysztofa Komedy, we własnej aranżacji i interpretacji i z własnym akompaniamentem fortepianowym. Jury festiwalu, w skład którego weszli m. in. Jerzy Petersburski oraz Anna Domżalska, podczas ogłoszenia wyników podkreśliło bardzo wysoki poziom tegorocznego konkursu. Tym bardziej cieszy nas, że jury doceniło talent i interpretację Mikołaja przyznając mu II nagrodę w kategorii solistów 14-17 lat. Mikołaj Majda jest wokalistą w pracowni wokalnej prowadzonej przez Ewę Grzebień.
Z powodu choroby aktora, jesteśmy zmuszeni odwołać spektakl „Misery”, planowany na 14 listopada. W jego miejsce, Teatr Kwadrat i Jasielski Dom Kultury zapraszają na komedię „Roma i Julian” w reżyserii Pawła Wawrzeckiego. Bilety zakupione na „Misery” zachowują swoją ważność.
Istnieje także możliwość zwrotu biletów, najpóźniej do 14 listopada br., do godz. 16.00.
Wartka akcja, dowcipne dialogi i zaskakujące rozwiązania. To składowe spektaklu „Roma i Julian”, na który zapraszamy do Jasielskiego Domu Kultury w ramach XV Jesiennych Spotkań z Teatrem, we wtorek 14 listopada br. o godzinie 18.00. Komedia autorstwa Krzysztofa Jaroszyńskiego, w znakomitej obsadzie artystów Teatru Kwadrat, to atrakcyjna propozycja na listopadowy wieczór. Bilety w cenie 90 zł do nabycia w sekretariacie JDK i on-line.Partnerem wydarzenia jest Unimot – Polska Multienergetyczna Grupa Kapitałowa zarządzająca siecią stacji paliw AVIA, a oficjalnym partnerem motoryzacyjnym Toyota Jasło. KUP BILET
Czy on to już ona? A może ona to już on? Współcześnie w Polsce. Klinika seksuologii. Na operację zmiany płci czeka para młodych ludzi: Roma chce zostać mężczyzną, zaś leżący w sąsiedniej sali Julian – kobietą. Zarówno mąż kobiety, jak i matka mężczyzny nie są zachwyceni podjętymi przez bliskich decyzjami. Czy są one ostateczne? O tym przekonamy się już w najbliższy wtorek.
Przedstawienie wyreżyserowane przez aktora Pawła Wawrzeckiego, artysty o najdłuższym stażu pracy w Teatrze Kwadrat, skrzy się humorem sytuacyjnym i zaskakuje zwrotami akcji. Obsada: Matka – Hanna Śleszyńska; Mąż – Paweł Wawrzecki; Roma – Ilona Chojnowska; Julian – Mateusz Łapka. Autor: Krzysztof Jaroszyński; reżyseria: Paweł Wawrzecki.
Jasielski Dom Kultury otrzymał w użytkowanie na kolejny rok dwa samochody marki Toyota. Są to modele: Proace City oraz C-HR. Uroczyste przekazanie odbyło się 9 listopada br. na jasielskim rynku. Uczestniczyli w nim: Ryszard Pabian, burmistrz Jasła, Konrad Bukowski, dyrektor Toyota Jasło, Elwira Musiałowicz-Czech, p.o. dyrektora Jasielskiego Domu Kultury oraz Marek Dyląg, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Jaśle.
– Jesteśmy bardzo wdzięczni za wsparcie udzielone na rzecz Jasielskiego Domu Kultury przez firmę Toyota Jasło. Umożliwi nam to sprawniejsze i bardziej wydajne przygotowanie i przeprowadzanie wydarzeń kulturalnych, organizowanych z myślą o mieszkańcach Jasła i okolic. Jest nam też bardzo miło, że przedsiębiorstwo działające na terenie Jasła chce wspierać jasielską instytucję i jej działania – mówi p.o. dyrektora Elwira Musiałowicz-Czech.
Toyota Jasło jest oficjalnym partnerem motoryzacyjnym Jasielskiego Domu Kultury od października 2020 roku. Współpraca została nawiązana w ramach programu „Pro Sponsor”, uruchomionego przez dystrybutora Toyoty w Polsce – Toyotę Motor Poland, skierowanego do instytucji kultury i sportu. Program zakłada nawiązywanie partnerskich relacji i oferowanie sobie nawzajem korzystnych świadczeń. Jasielski Dom Kultury, największa jasielska instytucja kultury, a zarazem organizator miejskich imprez masowych (m.in. Dni Jasła i Międzynarodowych Dni Wina) był pierwszą, z którą Toyota Jasło zawarła umowę o partnerstwie motoryzacyjnym.
Pełne różnorodności i barwnych zestawień kolorystycznych obrazy Zuzanny Kłapkowskiej podziwiano podczas uroczystego wernisażu w Galerii JDK.
Zuzanna Kłapkowska należy do grona młodych, początkujących artystów. Jest to jej pierwsza indywidualna wystawa. Prace, które tworzy doskonale współgrają z obszarem jej zainteresowań. Ponadto jest stypendystką prezydenta Wrocławia.
–Na tej wystawie prezentuję prace, które powstawały na przestrzeni ostatnich trzech lat. Pierwszym etapem były kompozycje abstrakcyjne, które powstały przez to, że obserwowałam rośliny i zmiany zachodzące w naturze, kamienie i później starałam się je oddać w malarstwie. Drugim etapem były formy przestrzenne, gdzie wykorzystałam origami, sztukę składania papieru. Przez te poszukiwania związane z szeroko rozumianą sztuką papieru, jakby doszłam do wycinanek ludowych i jestem bardzo zauroczona taką szczerością i prostolinijnością artystów ludowych, dlatego chciałam to oddać w swoim malarstwie – powiedziała artystka.
Uczestnicy wernisażu byli pod ogromnym wrażeniem kunsztu malarskiego Zuzanny Kłapkowskiej i nie kryli słów zachwytu.
–Te prace są bardzo kolorystyczne. Mocno rzucają się w oczy i sprawiają, że człowiek przenosi się w inny świat. Składam wyrazy szacunku i uznania dla tej młodej artystki, a szczególnie za zaangażowanie i włożony trud w powstanie tych dzieł – powiedział pan Marcin, jaślanin.
Wernisaż odbył się 9 listopada br.
Oficjalnym partnerem motoryzacyjnym wydarzenia była Toyota Jasło.
Katastrofalne pudło sprawia, że zabójca musi stoczyć walkę ze zleceniodawcami i z samym sobą w międzynarodowej obławie, w której – jak utrzymuje – nie ma nic osobistego.
KKD Nostromo – 7 grudnia 2023 r.
Reżyseria: David Fincher Scenariusz: Andrew Kevin Walker Obsada: Michael Fassbender, Tilda Swinton, Charles Parnell Gatunek: Dramat, Kryminał Produkcja: Francja, USA (2023) Czas: 1 godz. 58 min.
Klub Kulturalno-Turystyczny Jasielskiego Domu Kultury zorganizował w sobotę, 4 listopada br. rekreacyjną wycieczkę w malownicze, ciche i spokojne okolice Folusza (gm. Dębowiec, pow. jasielski), kończącą rowerowy sezon turystyczny.
Grupa cyklistów, prowadzona przez dwóch profesjonalnych przewodników: Tadeusza Wójcika i Andrzeja Nitkę, w chłodny, jesienny poranek wyruszyła sprzed JDK w drogę prowadzącą przez Brzyście, Łazy Dębowieckie i Duląbkę do Folusza – popularnej miejscowości letniskowej, leżącej wśród górskich lasów Beskidu Niskiego, nad potokiem Kłopotnica u podnóży pasma Magury Wątkowskiej.
Z racji trwającego wciąż czasu wspominania zmarłych, z okazji Zaduszek (2 listopada) i zbliżającego się Narodowego Święta Niepodległości (11 listopada), turyści postanowili odwiedzić znajdujące się w pobliżu obranego szlaku galicyjskie cmentarze wojskowe z I wojny światowej.
Najpierw udali się zjeżdżając z drogi głównej na ścieżkę gruntową, na ukryty wśród drzew cmentarz nr 11 w Woli Cieklińskiej, u stóp góry Jałszcz. Zaprojektowane przez słowackiego architekta Dusana Jurkovica miejsce wiecznego spoczynku 114 żołnierzy wszystkich walczących ze sobą w „wielkiej wojnie” armii, zrobiło na wszystkich ogromne wrażenie. Ten wyjątkowej urody cmentarz tworzą dwa koliste tarasy połączone stopniami oraz główny pomnik w formie kamiennego mauzoleum. Całość otoczona jest kamiennym murem z uskokami dostosowanymi do spadku terenu. Na półkolistym łuku bramy wejściowej znajduje się poruszająca inskrypcja: „Wyruszyliśmy na bój a znaleźliśmy pokój”.
Kolejnym miejscem, w którym rowerzyści oddali hołd uczestnikom walk na froncie I wojny światowej, był kamienny sarkofag w przysiółku Sieniawa Woli Cieklińskiej, stojący na miejscu cmentarza nr 10, na którym pochowano 141 żołnierzy rosyjskich i niemieckich, poległych w grudniu 1914 roku.
Po odwiedzeniu żołnierskich mogił grupa pojechała do Folusza. Tam, idąc ścieżką przyrodniczo-edukacyjną dotarła do Wodospadu Magurskiego. Krótka przechadzka bukowym lasem na niewielkie wzniesienie była prawdziwą przyjemnością, a po dotarciu na miejsce, trudno było oderwać wzrok od wspaniałego widoku: strumienia wody spadającego z wysokiego progu i rozbijającego się o skały. Rowerzyści mieli jeszcze w planie podejście pod monumentalną wychodnię skalną „Diabli Kamień”, ale skrócili program wycieczki ze względu na dojmujący chłód i zapadający wcześniej – po zmianie czasu z letniego na zimowy zmrok.
Ostatnią w tym sezonie wyprawę rowerową z KK-T JDK, tradycyjnie zakończyło pieczenie kiełbasek przy ognisku. Tym razem zostało ono rozniecone na polu biwakowym przy parkingu. Dodatkową atrakcją w drodze powrotnej była gorąca herbata i kawa oraz słodkie rarytasy w jednej z dębowieckich kawiarenek.
Listopad w Galerii JDK rozpoczynamy wystawą obrazów Zuznanny Kłapkowskiej. Wernisaż odbędzie się 9 listopada br., o godz. 18.00.
Zuzanna Kłapkowska jest wrocławianką i studentką V roku Wydziału Malarstwa Wrocławskiej Akademii Sztuk Pięknych. Zajmuje się malarstwem i szkłem. Od wielu lat prowadzi warsztaty z dziećmi i młodzieżą.
–W swojej twórczości wykorzystuję opowieści ludowe, bogactwo narracyjne dziedzictwa kulturowego. Zaznaczam różnice w tradycyjnym schemacie fabuły folklorystycznej, jako własne doświadczenie. Jest nim efekt artystyczny między formą narracji, jak i treści wewnętrznej bohaterów budowanych scen w moim malarstwie. Zawsze fascynowała mnie tzw. sztuka naiwna. Zależało mi na prostym i szczerym przekazie, stąd inspiracja polską sztuką ludową. Cienie, czy też sylwetki ludzi, pojawiających się w obrazach mają symbolizować przemijanie – podkreśla artystka.
Wystawę będzie można oglądać do końca listopada br.
Klub Kulturalno-Turystyczny JDK wraz z PTTK Oddział w Jaśle przygotował wyjazd w ten ciekawy, bieszczadzki teren. Z racji Narodowego Święta Niepodległości uczestnicy wycieczki, uczczą miejsca pamięci poległych żołnierzy.
Pochodzenie nazwy Otryt owiane jest tajemnicą. Niektórzy badacze wywodzą ją jeszcze z czasów przedsłowiańskich. Być może z języka trackiego. Po II wojnie światowej część Otrytu znajdowała się w granicach ZSRR, dopiero w 1951 roku, w wyniku zmiany przebiegu granicy, Otryt w całości znalazł się znów na terenie Polski.
Przez wiele lat uznawano pasmo Otrytu za najdziksze ostępy Bieszczadów. Teren ten był w czasie I wojny światowej miejscem krwawych walk, w którym życie straciły dziesiątki tysięcy żołnierzy. Stoki poprzecinane są okopami i transzejami, w których wciąż można odnaleźć wojenne pozostałości. Jest też kilka nieoznaczonych żołnierskich mogił. Ku pamięci poległych żołnierzy, na szczycie Trohańca został ustawiony krzyż.
Trasa wędrówki mniej wymagająca, ok. 10 km (czas przejścia 3,5 h): Lutowiska – Bogdanów ( 694 m.n.p.m) – Trohaniec (938 m.n.p.m) – Chata Socjologa – Dwernik.
Lutowiska – miejscowość leży nad potokiem Smolnik, na styku pasm Ostre i Otryt. Położone są przy „Dużej Pętli Bieszczadzkiej”, stanowią bramę w Bieszczady Wysokie.
Trohaniec – (938,8 m n.p.m.) – najwyższa kulminacja pasma Otrytu w Bieszczadach Zachodnich.
Chata Socjologa – powstała w 1973 roku na szczycie Otrytu, jednego z najpiękniejszych i najdzikszych pasm bieszczadzkich (896 m n.p.m). W pobliżu chaty na polance, znajduje się astronomiczna wiata obserwacyjna wyposażona w teleskop. Nocą można zanurzyć się w aksamitną czerń otryckiego nieba i przenieść się do odległych galaktyk. Można również obserwować księżyc i komety.
Dwernik – niewielka miejscowość w Bieszczadach położona nad potokiem Dwernik, który kończy swój bieg w Sanie.
***
Termin wyjazdu: 11 listopada (sobota) br., o godz. 6:30 sprzed budynku JDK, powrót około 20.00.
Koszt wyjazdu: 130 zł, członkowie PTTK, posiadacze Karty Dużej Rodziny oraz Zasłużeni Honorowi Dawcy Krwi – 120 zł.
Zgłoszenia wraz z wpłatą: PTTK Oddział w Jaśle, ul. Floriańska 15, od poniedziałku do piątku w godz. 9.00 – 17.00.
Dzieci i młodzież do lat 18 mogą uczestniczyć w wycieczce wyłącznie pod opieką osoby dorosłej.
Uwaga: Obowiązuje ubiór turystyczny odpowiedni na zmienne warunki atmosferyczne.
Organizator zastrzega sobie prawo zmiany trasy wycieczki oraz odwołania wyjazdu z przyczyn od niego niezależnych.
Ma polsko-węgierskie korzenie i aktorskie tradycje. Rodzice: Halina Czengery i Czesław Wołłejko oraz starsza siostra Jolanta, to znani aktorzy. Zaś Magdalena, oprócz aktorstwa zajmuje się pisaniem komedii. W tej pierwszej roli mogliśmy ją zobaczyć na scenie Jasielskiego Domu Kultury dwa razy. W listopadzie 2021 roku wystąpiła obok Lucyny Malec w sztuce „Freda i Zuza”, natomiast po raz drugi pojawiła się w „Komedii z dreszczykiem” 22 października br. Magdalena Wołłejko – bo o niej mowa – specjalnie dla mieszkańców Jasła i sympatyków JDK, zgodziła się na rozmowę.
Katarzyna Pacwa: To pani druga wizyta w Jaśle. Dwa lata temu była pani ze sztuką „Freda i Zuza”.
Magdalena Wołłejko: Tak. Też ze sztuką, którą napisałam jako Maggie W. Wrightt i wyreżyserowałam. I też wyprodukowała ją Joanna Cywińska.
KP: Kim jest Maggie W. Wrightt?
MW: To pytanie, które ostatnio najczęściej pada, aczkolwiek ta demaskacja miała miejsce wiele lat temu. Moją pierwszą sztuką, którą napisałam pod tym pseudonimem był „Klub hipochondryków.” Tam pojawiła się Maggie W. Wrightt, angielska komediopisarka, specjalizująca się w farsach. Wzięło się to stąd, że zdobycie pieniędzy na realizację sztuki, napisanej przez polską aktorkę było trudne. Ale już na spektakl nikomu nieznanej Angielki, sponsorzy bardzo chętnie je dawali. „Klub hipochondryków” był pisany z myślą o trzech konkretnych aktorach: Zbyszku Zamachowskim, Wojtku Malajkacie i Piotrze Polku. Oni poszli z tym tekstem do ówczesnej dyrektor teatru, Barbary Borys-Damięckiej, nie zdradzając autora. Tekst się spodobał, ale kiedy miały się zacząć próby i okazało się, że to ja napisałam, to pojawił się problem ze sfinansowaniem. Dlatego pani dyrektor była za tym, żeby przynajmniej na początku, zasłaniać się Maggie W. Wrightt.
KP: Ale jak to możliwe, skoro pani była już znaną aktorką, z nazwiskiem. To chyba powinno być łatwiej?
MW: Ale nie było. Bo tak naprawdę tych tekstów nikt nie czyta. Tu najważniejsze jest nazwisko, reklama wokół tego. A jak już jest angielska farsa, to z definicji musi być dobra.
KP: I najlepiej napisana przez Angielkę.
MW: Oczywiście. W związku z tym Maggie to Magdalena, W. czyli Wołłejko, a Wrightt – niby pisarz, ale przez dwa „t”, bo Wright jest w Anglii nazwiskiem bardzo popularnym. Ale żeby już całkiem nie było takie oczywiste, to dodałam jedno „t”, bo w nazwisku mam dwa „ł”.
KP: I dlatego też przez dłuższy czas trudno było znaleźć jakąkolwiek informację na temat angielskiej pisarki Maggie W. Wrightt.
MW: Tak. Teraz już jest łatwo, bo wyświetla się moje nazwisko, ale wtedy dziennikarze szukali i nie znaleźli. Dlatego pisali, że Maggie W. Wrightt jest znaną angielską pisarką, ale nie może przyjechać na premierę, bo wyjechała do Brighton, gdzie będzie wypoczywała. I ten tekst pojawił się w pewnej gazecie.
Freda i Zuza, 2021; fot. K. Pacwa/JDK
KP: Jak się pani czuła z obcą tożsamością? To mógł być ciekawy eksperyment, ale na jeden raz. Nie było pani przykro, że laury zbiera nieobecna i nikomu nieznana Maggie?
MW: Czułam się bardzo niekomfortowo, zresztą tak, jak i cała moja rodzina. Tym bardziej, że sukces sztuki, którą reżyserował Wojtek Malajkat, był ogromny. A ja grałam w niej drugoplanową rolę. Podczas premiery było jednak przykro, bo ludzie do mnie podchodzili, ale tylko grzecznościowo. Cały splendor spłynął na nieznaną nikomu kobietę.
KP: Przyszedł jednak ten moment, kiedy ujawniła się pani światu. Jaka była reakcja?
MW: Sprawa się wydała przy 50. spektaklu, gdzie została zorganizowana konferencja prasowa, podczas której miał zostać wskazany autor. Dziennikarze typowali wszystkie osoby, które wówczas były na sali, tylko nie mnie. Bo nikt nie podejrzewał, że to mogła napisać kobieta.
KP: Było duże zaskoczenie, kiedy się okazało, że Maggie W. Wrightt to Magdalena Wołłejko?
MW: Było, ale jakoś tak bez entuzjazmu, euforii. Przeszło. A ponieważ nazwisko cały czas było na plakacie, więc z czasem ludzie zapomnieli, że to ja. I znowu w Polsce istniała Maggie W. Wrightt, a za granicą Magdalena Wołłejko.
Komedia z dreszczykiem, 2023; fot. K. Pacwa/JDK
KP: Jedna sztuka w ogóle nie została wystawiona w Polsce.
MW: Tak. To „Klub kobiet porzuconych”. Spektakl miał premierę w Sydney, wystawiony był także w Chicago, w teatrze amatorskim. W Polsce była dwa razy czytana, ale nie wiem dlaczego nie udało jej się zagrać. Uważam, że to jest bardzo dobra sztuka, bo mówi o kobietach z przymrużeniem oka. I o mężczyznach, o naszych relacjach, o zdradzie, o tym jacy paskudni są mężczyźni. Ale być może ja dawałam tę sztukę do czytania mężczyznom, z prośbą żeby ją wystawili. A oni – nie! Przecież to demaskacja, nasze żony się dowiedzą, jak je zdradzamy (śmiech).
Cały czas prowadzę rozmowy i mam nadzieję, że kolejną realizacją będą wreszcie „kobiety porzucone”. Problemem są też ograniczone fundusze, bo to jest sztuka napisana na sześciu aktorów. A każdy, i my i ci którzy nas zapraszają, liczą się z pieniędzmi. I tu jest pies pogrzebany.
KP: Ma pani talent do pisania komedii. Dlaczego akurat ten gatunek? Czy jest on pani w jakiś sposób bliski?
MW: Tak, bo ja swoją pracę zawodową zaczynałam w Teatrze Kwadrat, byłam z nim związana przez kilkanaście lat. Grałam w farsach i ten rytm farsy – jako gatunku – bardzo mi odpowiadał. To wywodzi się z moich korzeni teatralnych. Instynktownie wyczuwałam też, jak to ma być skonstruowane i wszystko co pisze jest rzeczywiście wesołe, miłe, przyjemne. Tak, żebyśmy mogli mieć chwilę oddechu, relaksu i odbicie od tego całego życia, które nas otacza. To dla mnie też jest dobra terapia. Ja się nie dołuję, tylko staram się naładować pozytywną energią.
KP: Ludzie wolą lekką komedię od sztuki, która wymaga skupienia, powagi, analizy?
MW: Uważam, że uśmiech jest bardzo potrzebny do życia. A dla autora to jest niesamowita frajda stać za kulisami i obserwować reakcję widzów, że to jest to, o co mi chodziło. Wychodzę z założenia, że nie możemy pisać czegoś, co nas nie śmieszy. To się nie sprawdza. Jeżeli nas samych to bawi, to widza również.
Komedia z dreszczykiem (Magdalena Wołłejko i Marek Siudym), 2023; fot. K.Pacwa/JDK
KP: Czuje się pani bardziej pisarką czy aktorką? Co teraz jest pani bliższe?
MW: Jedno i drugie tak samo, chociaż część osób myślała, że ja się wycofałam z zawodu. Nie raz spotykam ludzi i oni mi mówią, że nie gram, bo się wycofałam. A to nie tak. Ja nie gram, bo życie mnie wycofało. Nie mam takich propozycji: „zostawiam wszystko, bo ja teraz będę grała”. Ale to też nie dawałoby mi takiej satysfakcji. Zawód aktora to jednak uzależnienie od innych, a ja tego nie lubię. Lubię sama decydować o pewnych rzeczach, a pisarstwo mi to daje. Chcę pisać, to piszę. Oczywiście, cieszę się, że to jest realizowane, że spotykam na swojej drodze szereg osób, które myślą podobnie jak ja i w związku z tym możemy współpracować. Wróciłam teraz do filmu, nie na pełny etat, bo to też zobowiązuje, ale mam plany filmowe i teatralne, więc aktorsko też się kręci.
KP: Każdy aktor ma rolę życia, taką o której marzy, taką która będzie jego spełnieniem. Czy pani też taką ma?
MW: Teraz nie mam. Ale gdybym wiedziała, że wszyscy będą mnie pytali o moją rolę, którą zagrałam jako nieświadoma 16-letnia aktorka i to będzie rola mojego życia, to ja bym chyba nie została aktorką. Mam na myśli serial „Chłopi” i rolę Józi. Ile razy ktoś mnie przedstawia to mówi: „Magdalena Wołłejko, która zagrała Józię w serialu „Chłopi”. Ludzie!!!, to było w zeszłym wieku, ja nie powinnam zostać aktorką (śmiech).
KP: A jednak…
MW: A jednak (śmiech). Ja sobie bardzo cenię współpracę ze Stanisławem Różewiczem, z którym zrealizowałam trzy filmy i trzy spektakle telewizyjne. To była bardzo ważna osoba w moim życiu. Cenię sobie współpracę z Janem Kidawą Błońskim. Jest wielu reżyserów, z którymi bardzo dobrze mi się współpracowało. W Polsce nie byłam aktorką, która grała role pierwszoplanowe. Ale zdarzyło mi się to w filmie czeskim.
KP: Długo się pani uczyła czeskiego?
MW: Musiałam się nauczyć tekstów. Grałam tam nauczycielkę języka czeskiego, to musieli mnie podłożyć, ale musiały mi się zgadzać tzw. kłapy.
Freda i Zuza, 2021; fot. K.Pacwa/JDK
KP: Wróćmy jeszcze do „Chłopów”. Czy widziała pani film?
MW: Jeszcze nie, choć wiele osób mnie o to pytało. Nie mam czasu, bo ciągle wyjeżdżamy z „Komedią z dreszczykiem”. Na pewno zobaczę, ale trudno będzie to porównywać, bo to inna technika i inny rodzaj opowieści. A przede wszystkim to film, a nie serial. Pewne wątki są okrojone. Ja widziałam Vinceta („Twój Vincet” z 2017 roku – przyp. red.), poprzedni film zrobiony tą techniką. On jest bardzo ciekawy, także plastycznie i zrobił na mnie duże wrażenie. Ale oczywiście obejrzę i będę wypatrywała, kto tam gra Józię (śmiech).
KP: Planuje pani wydanie książki o swojej rodzinie. A jest to bardzo ciekawa historia. Na jakim etapie pani jest teraz?
MW: Powinnam już przysiąść, bo cały czas to sobie obiecuję. Ale zawsze coś innego literacko mi wypada, głównie jakieś sztuki, które muszę szybko napisać. Ja jestem leniwa, więc nie siedzę od rana do wieczora nad pisaniem. Robię to wtedy, kiedy mam ochotę.
W wolnych chwilach będę się pochylała nad tym tematem. Ja to zawieram w formie anegdot rodzinnych, z przymrużeniem oka. Staram się każdą historię, która mogłaby być smutna, czy wstrząsająca, czy kryminalna wręcz, opowiedzieć z poczuciem humoru i dystansem. Mam tych rozdziałów spisanych ze 40, a przynajmniej drugie tyle muszę jeszcze napisać. I mam środek tej opowieści, czyli jak już jestem na świecie i to co dzieje się wokół mnie. Natomiast chciałabym sięgnąć historycznie do tych wydarzeń, które miały miejsce dużo, dużo wcześniej. I tu pojawia się problem, bo nie wiem, jaką formę ma mieć ta książka. Najpierw chciałam, żeby było na wesoło, z humorem. Ale z drugiej strony trudno opowiedzieć zdarzenia w tej formie, kiedy nie byłam ich świadkiem. Szukam więc czegoś uniwersalnego, właściwego, a jednocześnie nietypowego.
KP: A co o tym pomyśle sądzi pani siostra?
MW: Ona twierdzi, że pisze swoje historie i kiedyś da mi do przeczytania. Ja jej mówię: „Jola, to może napiszmy coś razem? Usiądźmy, zbierzmy to co wiemy, bo ty pamiętasz co innego, ja co innego. Będzie ciekawie”. I teraz staram się ją na to namówić.
KP: Trzymam zatem kciuki za powodzenie tego, jak i pozostałych projektów. Dziękuję za rozmowę.
Ta strona korzysta z ciasteczek aby świadczyć usługi na najwyższym poziomie. Dalsze korzystanie ze strony oznacza, że zgadzasz się na ich użycie.ZgodaNie wyrażam zgodyKlauzula informacyjna RODO