Strona główna Blog Strona 56

Magdalena Wołłejko: Uśmiech jest bardzo potrzebny do życia

Ma polsko-węgierskie korzenie i aktorskie tradycje. Rodzice: Halina Czengery i Czesław Wołłejko oraz starsza siostra Jolanta, to znani aktorzy. Zaś Magdalena, oprócz aktorstwa zajmuje się pisaniem komedii. W tej pierwszej roli mogliśmy ją zobaczyć na scenie Jasielskiego Domu Kultury dwa razy. W listopadzie 2021 roku wystąpiła obok Lucyny Malec w sztuce „Freda i Zuza”, natomiast po raz drugi pojawiła się w „Komedii z dreszczykiem” 22 października br. Magdalena Wołłejko – bo o niej mowa – specjalnie dla mieszkańców Jasła i sympatyków JDK, zgodziła się na rozmowę.

Katarzyna Pacwa: To pani druga wizyta w Jaśle. Dwa lata temu była pani ze sztuką „Freda i Zuza”.

Magdalena Wołłejko: Tak. Też ze sztuką, którą napisałam jako Maggie W. Wrightt i wyreżyserowałam. I też wyprodukowała ją Joanna Cywińska.

KP: Kim jest Maggie W. Wrightt?

MW: To pytanie, które ostatnio najczęściej pada, aczkolwiek ta demaskacja miała miejsce wiele lat temu. Moją pierwszą sztuką, którą napisałam pod tym pseudonimem był „Klub hipochondryków.” Tam pojawiła się Maggie W. Wrightt, angielska komediopisarka, specjalizująca się w farsach. Wzięło się to stąd, że zdobycie pieniędzy na realizację sztuki, napisanej przez polską aktorkę było trudne. Ale już na spektakl nikomu nieznanej Angielki, sponsorzy bardzo chętnie je dawali. „Klub hipochondryków” był pisany z myślą o trzech konkretnych aktorach: Zbyszku Zamachowskim, Wojtku Malajkacie i Piotrze Polku. Oni poszli z tym tekstem do ówczesnej dyrektor teatru, Barbary Borys-Damięckiej, nie zdradzając autora. Tekst się spodobał, ale kiedy miały się zacząć próby i okazało się, że to ja napisałam, to pojawił się problem ze sfinansowaniem. Dlatego pani dyrektor była za tym, żeby przynajmniej na początku, zasłaniać się Maggie W. Wrightt.

KP: Ale jak to możliwe, skoro pani była już znaną aktorką, z nazwiskiem. To chyba powinno być łatwiej?

MW: Ale nie było. Bo tak naprawdę tych tekstów nikt nie czyta. Tu najważniejsze jest nazwisko, reklama wokół tego. A jak już jest angielska farsa, to z definicji musi być dobra.

KP: I najlepiej napisana przez Angielkę.

MW: Oczywiście. W związku z tym Maggie to Magdalena, W. czyli Wołłejko, a Wrightt – niby pisarz, ale przez dwa „t”, bo Wright jest w Anglii nazwiskiem bardzo popularnym. Ale żeby już całkiem nie było takie oczywiste, to dodałam jedno „t”, bo w nazwisku mam dwa „ł”.

KP: I dlatego też przez dłuższy czas trudno było znaleźć jakąkolwiek informację na temat angielskiej pisarki  Maggie W. Wrightt.

MW: Tak. Teraz już jest łatwo, bo wyświetla się moje nazwisko, ale wtedy dziennikarze szukali i nie znaleźli. Dlatego pisali, że Maggie W. Wrightt jest znaną angielską pisarką, ale nie może przyjechać na premierę, bo wyjechała do Brighton, gdzie będzie wypoczywała. I ten tekst pojawił się w pewnej gazecie.

Freda i Zuza, 2021; fot. K. Pacwa/JDK

KP: Jak się pani czuła z obcą tożsamością? To mógł być ciekawy eksperyment, ale na jeden raz. Nie było pani przykro, że laury zbiera nieobecna i nikomu nieznana Maggie?

MW: Czułam się bardzo niekomfortowo, zresztą tak, jak i cała moja rodzina. Tym bardziej, że sukces sztuki, którą reżyserował Wojtek Malajkat, był ogromny. A ja grałam w niej drugoplanową rolę. Podczas premiery było jednak przykro, bo ludzie do mnie podchodzili, ale tylko grzecznościowo. Cały splendor spłynął na nieznaną nikomu kobietę.

KP: Przyszedł jednak ten moment, kiedy ujawniła się pani światu. Jaka była reakcja?

MW: Sprawa się wydała przy 50. spektaklu, gdzie została zorganizowana konferencja prasowa, podczas której miał zostać wskazany autor. Dziennikarze typowali wszystkie osoby, które wówczas były na sali, tylko nie mnie. Bo nikt nie podejrzewał, że to mogła napisać kobieta.

KP:  Było duże zaskoczenie, kiedy się okazało, że Maggie W. Wrightt to Magdalena Wołłejko?

MW: Było, ale jakoś tak bez entuzjazmu, euforii. Przeszło. A ponieważ nazwisko cały czas było na plakacie, więc z czasem ludzie zapomnieli, że to ja. I znowu w Polsce istniała Maggie W. Wrightt, a za granicą Magdalena Wołłejko.

Komedia z dreszczykiem, 2023; fot. K. Pacwa/JDK

KP:  Jedna sztuka w ogóle nie została wystawiona w Polsce.

MW: Tak. To „Klub kobiet porzuconych”. Spektakl miał premierę w Sydney, wystawiony był także w Chicago, w teatrze amatorskim. W Polsce była dwa razy czytana, ale nie wiem dlaczego nie udało jej się zagrać. Uważam, że to jest bardzo dobra sztuka, bo mówi o kobietach z przymrużeniem oka. I o mężczyznach, o naszych relacjach, o zdradzie, o tym jacy paskudni są mężczyźni. Ale być może ja dawałam tę sztukę do czytania mężczyznom, z prośbą żeby ją wystawili. A oni – nie! Przecież to demaskacja, nasze żony się dowiedzą, jak je zdradzamy (śmiech).

Cały czas prowadzę rozmowy i mam nadzieję, że kolejną realizacją będą wreszcie „kobiety porzucone”. Problemem są też ograniczone fundusze, bo to jest sztuka napisana na sześciu aktorów. A każdy, i my i ci którzy nas zapraszają, liczą się z pieniędzmi. I tu jest pies pogrzebany.

KP: Ma pani talent do pisania komedii. Dlaczego akurat ten gatunek? Czy jest on pani w jakiś sposób bliski?

MW: Tak, bo ja swoją pracę zawodową zaczynałam w Teatrze Kwadrat, byłam z nim związana przez kilkanaście lat. Grałam w farsach i ten rytm farsy – jako gatunku – bardzo mi odpowiadał. To wywodzi się z moich korzeni teatralnych. Instynktownie wyczuwałam też, jak to ma być skonstruowane i wszystko co pisze jest rzeczywiście wesołe, miłe, przyjemne. Tak, żebyśmy mogli mieć chwilę oddechu, relaksu i odbicie od tego całego życia, które nas otacza. To dla mnie też jest dobra terapia. Ja się nie dołuję, tylko staram się naładować pozytywną energią.

KP: Ludzie wolą lekką komedię od sztuki, która wymaga skupienia, powagi, analizy?

MW: Uważam, że uśmiech jest bardzo potrzebny do życia. A dla autora to jest niesamowita frajda stać za kulisami i obserwować reakcję widzów, że to jest to, o co mi chodziło. Wychodzę z założenia, że nie możemy pisać czegoś, co nas nie śmieszy. To się nie sprawdza. Jeżeli nas samych to bawi, to widza również.

Komedia z dreszczykiem (Magdalena Wołłejko i Marek Siudym), 2023; fot. K.Pacwa/JDK

KP: Czuje się pani bardziej pisarką czy aktorką? Co teraz jest pani bliższe?

MW: Jedno i drugie tak samo, chociaż część osób myślała, że ja się wycofałam z zawodu. Nie raz spotykam ludzi i oni mi mówią, że nie gram, bo się wycofałam. A to nie tak. Ja nie gram, bo życie mnie wycofało. Nie mam takich propozycji: „zostawiam wszystko, bo ja teraz będę grała”. Ale to też nie dawałoby mi takiej satysfakcji. Zawód aktora to jednak uzależnienie od innych, a ja tego nie lubię. Lubię sama decydować o pewnych rzeczach, a pisarstwo mi to daje. Chcę pisać, to piszę. Oczywiście, cieszę się, że to jest realizowane, że spotykam na swojej drodze szereg osób, które myślą podobnie jak ja i w związku z tym możemy współpracować. Wróciłam teraz do filmu, nie na pełny etat, bo to też zobowiązuje, ale mam plany filmowe i teatralne, więc aktorsko też się kręci.

KP: Każdy aktor ma rolę życia, taką o której marzy, taką która będzie jego spełnieniem. Czy pani też taką ma?

MW: Teraz nie mam. Ale gdybym wiedziała, że wszyscy będą mnie pytali o moją rolę, którą zagrałam jako nieświadoma 16-letnia aktorka i to będzie rola mojego życia, to ja bym chyba nie została aktorką. Mam na myśli serial „Chłopi” i rolę Józi. Ile razy ktoś mnie przedstawia to mówi: „Magdalena Wołłejko, która zagrała Józię w serialu „Chłopi”. Ludzie!!!, to było w zeszłym wieku, ja nie powinnam zostać aktorką (śmiech).

KP: A jednak…

MW: A jednak (śmiech). Ja sobie bardzo cenię współpracę ze Stanisławem Różewiczem, z którym zrealizowałam trzy filmy i trzy spektakle telewizyjne. To była bardzo ważna osoba w moim życiu. Cenię sobie współpracę z Janem Kidawą Błońskim. Jest wielu reżyserów, z którymi bardzo dobrze mi się współpracowało. W Polsce nie byłam aktorką, która grała role pierwszoplanowe.  Ale zdarzyło mi się to w filmie czeskim.

KP: Długo się pani uczyła czeskiego?

MW: Musiałam się nauczyć tekstów. Grałam tam nauczycielkę języka czeskiego, to musieli mnie podłożyć, ale musiały mi się zgadzać tzw. kłapy.

Freda i Zuza, 2021; fot. K.Pacwa/JDK

KP: Wróćmy jeszcze do „Chłopów”. Czy widziała pani film?

MW: Jeszcze nie, choć wiele osób mnie o to pytało. Nie mam czasu, bo ciągle wyjeżdżamy z „Komedią z dreszczykiem”. Na pewno zobaczę, ale trudno będzie to porównywać, bo to inna technika i inny rodzaj opowieści. A przede wszystkim to film, a nie serial. Pewne wątki są okrojone. Ja widziałam Vinceta („Twój Vincet” z 2017 roku – przyp. red.), poprzedni film zrobiony tą techniką. On jest bardzo ciekawy, także plastycznie i zrobił na mnie duże wrażenie. Ale oczywiście obejrzę i będę wypatrywała, kto tam gra Józię (śmiech).

KP: Planuje pani wydanie książki o swojej rodzinie. A jest to bardzo ciekawa historia. Na jakim etapie pani jest teraz?

MW: Powinnam już przysiąść, bo cały czas to sobie obiecuję. Ale zawsze coś innego literacko mi wypada, głównie jakieś sztuki, które muszę szybko napisać. Ja jestem leniwa, więc nie siedzę od rana do wieczora nad pisaniem. Robię to wtedy, kiedy mam ochotę.

W wolnych chwilach będę się pochylała nad tym tematem. Ja to zawieram w formie anegdot rodzinnych, z przymrużeniem oka. Staram się każdą historię, która mogłaby być smutna, czy wstrząsająca, czy kryminalna wręcz, opowiedzieć z poczuciem humoru i dystansem. Mam tych rozdziałów spisanych ze 40, a przynajmniej drugie tyle muszę jeszcze napisać. I mam środek tej opowieści, czyli jak już jestem na świecie i to co dzieje się wokół mnie. Natomiast chciałabym sięgnąć historycznie do tych wydarzeń, które miały miejsce dużo, dużo wcześniej. I tu pojawia się problem, bo nie wiem, jaką formę ma mieć ta książka. Najpierw chciałam, żeby było na wesoło, z humorem. Ale z drugiej strony trudno opowiedzieć zdarzenia w tej formie, kiedy nie byłam ich świadkiem. Szukam więc czegoś uniwersalnego, właściwego, a jednocześnie nietypowego.

KP: A co o tym pomyśle sądzi pani siostra?

MW: Ona twierdzi, że pisze swoje historie i kiedyś da mi do przeczytania. Ja jej mówię: „Jola, to może napiszmy coś razem? Usiądźmy, zbierzmy to co wiemy, bo ty pamiętasz co innego, ja co innego. Będzie ciekawie”. I teraz staram się ją na to namówić.

KP: Trzymam zatem kciuki za powodzenie tego, jak i pozostałych projektów. Dziękuję za rozmowę. 

Trzecia nagroda dla Karoliny Polak w Kielcach

Obraz zawiera: Karolina Polak akompaniuje sobie na fortepianie podczas występu wokalnego.

Karolina Polak, wokalistka Jasielskiego Domu Kultury wyśpiewała trzecią nagrodę podczas 34. Międzynarodowego Festiwalu Piosenkarzy Dziecięcych i Młodzieżowych im. Henryka Morysa i Andrzeja Litwina.

Festiwal odbył się w dniach 4-5 listopada br. w Wojewódzkim Domu Kultury w Kielcach. W finale konkursu, który poprzedzony był eliminacjami, wzięło udział kilkudziesięciu wokalistów. Jasielski Dom Kultury reprezentowała Karolina Polak, która zaśpiewała piosenki „Creep” z repertuaru zespołu Radiohead i „Nieobecni” z tekstem Jonasza Kofty i muzyką Janusza Strobla. Wokalistkę do konkursu przygotowała Ewa Grzebień, akompaniament instrumentalny do piosenki „Nieobecni” wraz z Karoliną opracował Wojciech Nowicki. Za swoje wykonanie Karolina otrzymała trzecią nagrodę w kategorii 13-16 lat. Karolina została również zaproszona do koncertu laureatów, który odbył się 4 listopada w WDK w Kielcach. Wielkie gratulacje dla naszej niezwykle pracowitej i utalentowanej solistki.

Fot. Tomasz Kordeusz

eg

Laura Gondek nagrodzona we Wrocławiu

Obraz zawiera: Młoda blondynka śpiewa do trzymanego w prawej ręce mikrofonu.

Laura Gondek zajęła trzecie miejsce na XVIII Festiwalu Piosenki i Małych Form Teatralnych OBCIACH 2023, organizowanym przez Młodzieżowy Dom Kultury we Wrocławiu.

Wokalistka Jasielskiego Domu Kultury została doceniona przez odbiorców. Konkurs odbywał się w formule „on line” z możliwością głosowania na poszczególnych wykonawców. Laura wykonała piosenkę „Ty tu ja, tam tango” z tekstem Artura Andrusa i muzyką Łukasza Borowieckiego w aranżacji Wojtka Nowickiego. Swoim wykonaniem zdobyła uznanie widzów oraz trzecie miejsce w konkursie. Solistkę do konkursu przygotowała Ewa Grzebień. Gratulujemy i życzymy naszej utalentowanej wokalistce kolejnych aktorsko – muzycznych sukcesów.

eg

Obraz zawiera: Młoda blondynka śpiewa do trzymanego w prawej ręce mikrofonu.

Kinowy Klub Dyskusyjny „Nostromo”: Cicha dziewczyna

Młoda, zamknięta w sobie Cáit wprowadza się do swoich krewnych na wsi, gdzie po raz pierwszy doświadcza bliskości, która zmienia jej spojrzenie na świat.
„Cicha dziewczyna” to opowieść o 9-letniej Cáit, która mieszka w wielodzietnej, ubogiej rodzinie. Po tym jak jej matka kolejny raz zachodzi w ciążę, dziewczynka trafia do swoich krewnych na wsi. Dotąd zamknięta, nieco przygaszona Cáit zaczyna otwierać się na świat i zgłębiać tajemnice nowego domu. Nagrodzony na Berlinale film w niezwykły sposób kreuje atmosferę, znakomicie operuje niedopowiedzeniem i hipnotyzuje pracą kamery. Jest to ciepła, przejmująca opowieść o nieoczywistych, budujących się więzach między dzieckiem i dorosłymi, a także o niewinności dzieciństwa.

Nominowana do Oscara „Cicha dziewczyna” to przepiękny, nastrojowy, zrealizowany w zjawiskowych irlandzkich plenerach debiut Colma Bairéada, który pokazuje, że czasami najmniejsze historie poruszają najbardziej.

KKD Nostromo – 9 listopada 2023 r.

Tytuł oryginału: An Cailín Ciúin
Kategoria wiekowa: 15+
Reżyseria: Colm Bairéad
Kraj i rok produkcji: Irlandia 2022
Polska premiera: 1 września 2023
Czas trwania: 95 min

JDK poszukuje instruktora / instruktorki do prowadzenia Teatru Młodzieżowego

Jasielski Dom Kultury zatrudni instruktora teatralnego do pracy z młodzieżą na warunkach umowy zlecenia w wymiarze 2 godzin tygodniowo.

Zajęcia odbywać się będą raz w tygodniu.

Zainteresowane osoby prosimy o kontakt: tel. 13 44 351 50, sekretariat@jdkjaslo.pl w celu omówienia szczegółów pracy.

Zwiedzanie z KK-T JDK: Na wołoskich ścieżkach

Grupa turystów przy wieży widokowej na szczycie Magurek.

Gorce to spokojny, malowniczy zakątek Beskidów, zamieszkiwany niegdyś przez koczowniczy lud pasterski Wołochów. Tam właśnie korzystając z pięknej, jesiennej aury zapuścili się w sobotę, 28 października br., fani zwiedzania ojczyzny z Klubem Kulturalno-Turystycznym Jasielskiego Domu Kultury i Polskim Towarzystwem Turystyczno Krajoznawczym Oddział w Jaśle.

Grupa kierowana przez przewodnika PTTK Tadeusza Wójcika, wyruszyła na szlak jesiennej przygody o poranku. Celem turystów były obszary, na które około XV wieku dotarli Wołosi, przynosząc ze sobą charakterystyczny sposób wypasania owiec w trudnym górskim terenie oraz bogatą kulturę, żywą do dzisiaj.

Wędrowcy weszli na szlak w Ochotnicy Górnej, uważanej za główną wieś wołoską na Podhalu i skierowali się ku wzniesieniu Szlagówki. Szli tzw. wołoskim traktem, oznaczonym drewnianymi palikami z logo (szałasy z górami w tle), podziwiając rozległe krajobrazy górskie, zachwycające bogatą paletą jesiennych barw. Trasa wznosiła się znacznie, to znów opadała, prowadząc grzbietami Rokitowca i Borsuczyn. Co jakiś czas przy ścieżce można było dostrzec opuszczone pasterskie szałasy i samotnicze gospodarstwa, będące śladami pozostawionymi przez dawnych gospodarzy tych terenów.

Punktem kulminacyjnym wyprawy był wierzchołek Magurek (1108 m n.p.m.) na granicy Gorczańskiego Parku Narodowego z wieżą widokową, z której można było zobaczyć pasma: Lubania, Gorców, Beskidu Sądeckiego i Wyspowego, a na horyzoncie wyraźny zarys Tatr. Zanim grupa dotarła na szczyt, przystanęła na chwilę na leżącej tuż pod nim, baśniowo pięknej polanie z przyciągającą uwagę pasterską kolibą.

Z Magurek wycieczkowicze zeszli do stojącej na rozległej, śródleśnej polanie Kurnytowej Koliby, unikatowego reliktu zabudowy polaniarskiej. Chata ta służyła pasterzom, by nie musieli każdego dnia spędzać całego stada owiec do wsi. W latach 1944-1946 koliba była bazą partyzancką oraz schronieniem dla IV batalionu 1 Pułku Strzelców Podhalańskich Armii Krajowej. Także w tej chatce, ukryli się amerykańscy lotnicy, uratowani z katastrofy bombowca B 24 Liberator.

Ostatnią atrakcją udanej eskapady w Gorce było tradycyjne pieczenie kiełbasek w przeznaczonej do tego, zadaszonej wiacie przy szumiącym potoku Farendówka, płynącym przez przysiółek o tej samej nazwie. W drodze powrotnej do Jasła, zadowoleni z wyjazdu uczestnicy wycieczki snuli plany na kolejne wędrówki.

er

KK-T JDK zaprasza na rowerową wycieczkę do Folusza

Obraz zawiera: Zdjęcie lasu, z rowerem przy ścieżce leśnej. U góry na środku logo JDK, na dole w prawej części plakatu logo Toyoty Jasło, oficjalnego partnera motoryzacyjnego oraz tekst: Klub Kulturalno - Turystyczny. Jesienne Uroki Beskidu Niskiego.

Kolejna jesienna wyprawa rowerowa zorganizowana przez Klub Kulturalno-Turystyczny Jasielskiego Domu Kultury powiedzie w zaciszny zakątek magurskich lasów Beskidu Niskiego. Wycieczka odbędzie się w sobotę 4 listopada br.

Celem będzie wieś Folusz (pow. jasielski, gm. Dębowiec), położona nad potokiem Kłopotnica, u podnóża pasma Magury Wątkowskiej, która stanowi bramę turystyczną do Magurskiego Parku Narodowego. W tym malowniczym terenie rowerzyści przejdą około 4-kilometrową leśną ścieżką edukacyjno-przyrodniczą, łączącą dwa ciekawe obiekty geologiczne MPN: Wodospad Magurski i Wychodnię Skalną „Diabli Kamień”.

Cała trasa wycieczki: do Folusza przez Łazy Dębowieckie, Duląbkę, Cieklin, Wolę Cieklińską i z powrotem, liczy około 45 km.

Wodospad Magurski to około 7-metrowy próg skalny, jeden z najokazalszych i najefektowniejszych wodospadów w Beskidzie Niskim.

Diabli Kamień” jest monumentalną wychodnią skalną zbudowaną z gruboziarnistego piaskowca magurskiego. Tworzy ją sześć bloków skalnych o wysokości do 15 m, oddzielonych od siebie szerokimi szczelinami.

Program przewiduje ognisko z pieczeniem kiełbasek (prowiant własny).

***

Termin wyjazdu: 4 listopada b.r.( niedziela), godz. 9.00, sprzed budynku JDK.

Koszt wyjazdu: 15 zł.

Zgłoszenia i wpłaty: w JDK.

Informacje w JDK: tel. 514 284 625.

Uwaga: jak zwykle obowiązuje kask ochronny i ubiór turystyczny odpowiedni na zmienne warunki pogodowe.

Organizator zastrzega sobie prawo do odwołania wycieczki z przyczyn od niego niezależnych.

er

JDK dołączył do tegorocznej kwesty cmentarnej

Cztery osoby stoją przy bramie cmentarnej: kobieta, dwie młode dziewczyny i starszy mężczyzna. Kobieta, która kwestuje (dyrektor Jasielskiego Domu Kultury) prowadzi rozmowę z mężczyzną.

Od wielu lat Społeczny Komitet Ochrony i Renowacji Zabytków Cmentarza przy ul. Zielonej w Jaśle prowadzi kwesty na rzecz odnowy zabytkowych pomników i nagrobków. W tym roku do kwesty przy jasielskiej nekropolii dołączył Jasielski Dom Kultury.

Tegoroczna kwesta przy Starym Cmentarzu w Jaśle rozpoczęła się 31 października i potrwa do 1 listopada.

Zebrane datki zostaną przeznaczone na renowację pomnika nagrobnego z początku XX wieku na grobie Maryi z Pankiewiczów-Rzącowej, zmarłej w 1906 r.

Nagrobek wykonany jest z piaskowca karpackiego. Jest to pomnik o walorach artystycznych, historycznych i technologicznych. Wymaga pilnych prac konserwatorskich, bo niestety w skutek oddziaływania czynników atmosferycznych podstawa krzyża jest silnie zdegradowana i pojawiło się zagrożenie przełamania się konstrukcji krzyża.

nj

Kabaret i piosenka w jednym

Na scenie stoi kobieta. Ubrana jest w długą, czerwoną suknię i czarny szal z piór. Głowę okrywa chusta w kolorze czarnym. Kobieta śpiewa do mikrofonu.

Czasy dwudziestolecia międzywojennego wpisują się w bogatą historię polskiej muzyki i kabaretu. Piosenki powstałe w tamtym okresie utożsamiono ze znanymi skeczami kabaretowymi, które do dzisiaj dostarczają widzom solidną dawkę śmiechu i dobrego humoru.

Teatr Antrakt, działający przy Jasielskim Domu Kultury przeniósł jasielską publiczność w niezapomniany świat, pełen uśmiechu i radości. Tętniący lekkim i humorystycznym słowem spektakl pt. ,,Powróćmy jak za dawnych lat…’’, zyskał spore uznanie wśród widzów.

-To była rzeczywiście przezabawna sztuka. Czasem trzeba oderwać się od codziennych zmartwień i obowiązków. Chwile radości też są człowiekowi potrzebne – podkreśliła pani Maria, jaślanka.

Publiczność miała okazję zobaczyć zabawne skecze i usłyszeć najpiękniejsze polskie piosenki.

-Ten spektakl rozbawił mnie do łez. Kiedy usłyszałam piosenkę Mieczysława Fogga ,,Jesienne róże’’ i ,,Wspomnij mnie’’ Sławy Przybylskiej, to miałam ciarki na ciele. Ponadto urzekła mnie piękna dekoracja, która oddawała klimat tamtych czasów – powiedziała 20–letnia Laura.

Po spektaklu aktorzy przez chwilę pozostali do dyspozycji widzów. W radosnej atmosferze robiono pamiątkowe zdjęcia, a także składano serdeczne podziękowania i gratulacje.

Reżyserem widowiska był Jacek Buczyński, instruktor teatru dla dorosłych. Aktorom przy fortepianie towarzyszyła Ewa Grzebień, instruktor śpiewu. Dekorację sceniczną przygotowali: Anna Brożyna, instruktor ds. plastyki i Tomasz Olbrot.

Spektakl został wystawiony 27 października br., w sali widowiskowej Jasielskiego Domu Kultury.

Oficjalnym partnerem motoryzacyjnym wydarzenia była Toyota Jasło.

nj

Druga nagroda dla Karoliny Polak w Tyczynie

Na scenie stoi Karolina Polak i śpiewa piosenkę.

W Tyczynie zorganizowano dwunastą edycję festiwalu piosenek Katarzyny Sobczyk.

Kasia Sobczyk, piosenkarka popularna w latach 60. i 70. Została zapamiętana m.in. dzięki takim utworom jak:  „Mały książę”,  „Biedroneczki są w kropeczki”,  „O mnie się nie martw” i  „Trzynastego”.

Podczas festiwalu można było usłyszeć jej przeboje w nowych wykonaniach i aranżacjach. Wśród uczestników znalazły się również wokalistki Jasielskiego Domu Kultury: debiutująca na festiwalu Julia Brzeżańska oraz Karolina Polak, która w poprzedniej edycji wystąpiła w duecie z Mikołajem Majdą, zdobywając wyróżnienie.

Tym razem doceniono Karolinę Polak, która wyśpiewała drugą nagrodę. Wykonała piosenki: „Nie wiem czy to warto” z rep. K. Sobczyk i „W powietrzu wyrzeźbiłam twoją twarz” z muzyką Jerzego Dudusia Matuszkiewicz w aranżacji Wojtka Nowickiego. Wokalistki do konkursu przygotowała Ewa Grzebień.

eg

Przejdź do treści