Strona główna Blog Strona 23

Halloween z Kinem JDK „Syrena”

W czwartek, 31 października br. zapraszamy do Kina JDK Syrena. W ramach „Halloween z dreszczykiem” wyświetlimy filmy „Obcy: Romulus” (godzina 18.00) oraz „Kod zła” (godzina 20.00). Bilety do nabycia w Kinie JDK Syrena, sekretariacie JDK oraz on linie.

„Obcy: Romulus” powraca do korzeni fenomenalnej serii Obcy. Podczas przeszukiwania zakamarków opuszczonej stacji kosmicznej grupa młodych kolonizatorów kosmosu staje twarzą w twarz z najbardziej przerażającą formą życia we wszechświecie.
Akcja filmu rozgrywa się na odległej kolonii górniczej, skąd Rain (Cailee Spaeny) pragnie uciec wraz ze swoim syntetycznym „bratem” Andy’m (David Jonsson), robotem stworzonym do opieki nad nią w zastępstwie rodziców. Dołączają do grupy młodych buntowników, którzy przejmują opuszczony statek kosmiczny i planują dotrzeć na bezpieczną planetę bez starzenia się, dzięki komorom kriogenicznym. Nowi pasażerowie nie wiedzą jednak, że statek skrywa również groźnego drapieżnika.

„Kod zła”, to spowity mrokiem i wypełniony okultystycznymi zagadkami horror producentów „Laleczki”, „Sinistera” oraz kultowej serii „Naznaczony”, którego same już tylko zapowiedzi wywołują ciarki na plecach u fanów gatunku.
Obraz to zarazem spotkanie z najbardziej intrygującą rolą w karierze nagrodzonego Oscarem Nicolasa Cage’a („Dream scenario”, „Mandy”), u boku którego wystąpiła gwiazda świetnie przyjętego „Coś za mną chodzi” – Maika Monroe. Za scenariusz i reżyserię odpowiedzialny jest Osgood Perkins, twórca horrorów „Małgosia i Jaś” oraz „Zło we mnie”, a prywatnie syn grającego główną rolę w legendarnej „Psychozie” Alfreda Hitchcocka – Anthony’ego Perkinsa. Międzynarodowym działaniom promocyjnym filmu „Kod zła” towarzyszy wyjątkowa kampania viralowa, która przykuła uwagę fanów horrorów i spotkała się z ich bardzo dużym uznaniem.
Agentka FBI Lee Harker zostaje przydzielona do nierozwiązanej sprawy seryjnego mordercy sprzed lat. W wyniku nieoczekiwanego obrotu zdarzeń ujawnione zostają dowody okultyzmu obecne podczas dokonywania zbrodni. Harker odkrywa osobiste powiązanie z zabójcą i zrobi wszystko, aby go powstrzymać, zanim ten uderzy ponownie.

as

Powrót Jana Bosaka

Prace graficzne Jana Bosaka będzie można obejrzeć do 13 grudnia br. w Galerii Jasielskiego Domu Kultury. Wernisaż wystawy z udziałem jasielskiego artysty zatytułowanej „Powrót”, odbędzie się w czwartek, 31 października o godzinie 18.00.

Artysta zajmuje się malarstwem, grafiką i rysunkiem. Zorganizował kilkanaście wystaw indywidualnych oraz brał udział w kilku wystawach zbiorowych w kraju i za granicą.

***

Jan Bosak, jaślanin, absolwent Państwowego Liceum Sztuk Plastycznych im. Piotra Michałowskiego w Rzeszowie uzyskał dyplom w klasie metaloplastyki. W latach 1990 – 1995 studiował na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych im. Jana Matejki w Krakowie. Uzyskał dyplom z wyróżnieniem w pracowni miedziorytu prof. Stanisława Wejmana. W 2001 roku ukończył Studium Pedagogiczne na Wydziale Pedagogicznym Akademii Sztuk Pięknych w Poznaniu, obronił doktorat na Wydziale Grafiki ASP w Krakowie w roku 2011. Wykładowca w pracowni malarstwa i rysunku na Wydziale Architektury i Sztuk Pięknych Krakowskiej Akademii im. Andrzeja Frycza Modrzewskiego w latach 2003 – 2016. Obecnie pracuje w Laboratorium Inżynierii Wzornictwa Przemysłowego na Wydziale Mechanicznym Politechniki Krakowskiej oraz prowadzi Otwartą Pracownię Graficzną w Nowohuckim Centrum Kultury w Krakowie.

pch

Kolacja, której nie było

Suto zastawiony stół, a przy nim dwóch geniuszy muzycznych: Jan Sebastian Bach i Fryderyk Händel. Tak mogłoby być, lecz w rzeczywistości nigdy do takiego spotkania nie doszło. Od czego jednak jest wyobraźnia, która pozwoliła Paulowi Barzowi, niemieckiemu autorowi i muzykologowi na stworzenie „Kolacji na cztery ręce”. „Mögliche Begegnung” doczekała się w Polsce wielu wersji. Jedną z nich, w reżyserii Piotra Dąbrowskiego i z jego udziałem w roli mistrza Bacha, widzowie obejrzeli 28 października w Jasielskim Domu Kultury, w ramach XVI Jesiennych Spotkań z Teatrem.

Spotkanie Jana Sebastiana Bacha i Jerzego Fryderyka Händla ma postać lekkiej komedii. Jan Sebastian Bach, wybitny kompozytor, kantor kościelny, bardzo biedny, bo na jego muzyce poznano się dopiero 90 lat później i to zupełnie przypadkowo, kiedy jeden ze znanych kompozytorów kupuje produkt spożywczy owinięty w partyturę Bacha. Fryderyk Händel był za to uznawany za wybitnego geniusza, pisał na zamówienie i żył ponad stan. Przed państwem „Kolacja na cztery ręce” – powiedziała Elwira Musiałowicz – Czech, dyrektor Jasielskiego Domu Kultury, zapraszając jednocześnie do obejrzenia spektaklu.

Akcja sztuki rozgrywa się w Hotelu Turyńskim w Lipsku w 1747 roku. Spotkanie muzyków, dwóch silnych osobowości, to starcie dwóch skrajnie różnych światów: uznanego, z sukcesami, wolnego i próżnego Händla oraz nieśmiałego, pokornego i zakompleksionego Bacha, kantora w kościele pw. Św. Tomasza w Lipsku. Obaj urodzeni w 1685 roku, bardzo dobrze nawzajem znają swoją twórczość i dla obydwu to ważne spotkanie, choć Jan Sebastian od lat o nie zabiegał, a Händel, nieco zazdrosny o talent kolegi po fachu, skutecznie go unikał. Jednak rozczarowany własnym krajem Saksończyk, ma świadomość, że jego sława dociera do Niemiec jedynie w niewielkim procencie, a niepowodzenia jego dzieł nawet w Londynie odbijają się szerokim echem. Zaprasza więc Bacha na wystawną kolację, podczas której próbuje go przekonać o swoim geniuszu i bogactwie. Początkowo Bach, choć pewny wartości własnej muzyki, jest pod wrażeniem stylu życia Händla. Sam osiadły w Lipsku nigdy nie był za granicą, a za swoje genialne kompozycje nie dostaje żadnych dodatkowych pieniędzy. Prowadzi skromne życie kościelnego kantora, mając na utrzymaniu liczną rodzinę. Jednak w przeciwieństwie do zamożnego Händla, sam wybiera sobie przyjaciół, jest niezależny od układów politycznych, a muzyka jest dla niego azylem. W trakcie – momentami – burzliwej rozmowy przewaga Fryderyka zaczyna topnieć. Okazuje się, że w głębi duszy boi się starości, samotności, utraty pozycji oraz tęskni za rodzinnym życiem, jakie prowadzi Bach.

Sztuka kończy się toastem za wspólny koncert…który – jak wiadomo – nigdy nie doszedł do skutku.

Obok Piotra Dąbrowskiego wystąpili: Mirosław Zbrojewicz (Fryderyk Händel) oraz Sławomir Popławski (Jan Krzysztof Schmidt).

Partnerami wydarzenia byli Miasto Jasło, Unimot S.A. i Auto Podlasie Toyota Jasło.

kp

Solistki JDK na podium w Tarnowie

26 października 2024 r. w Tarnowie odbył się 12. Ogólnopolski Festiwal Piosenki i Pieśni Religijnej „Miłosierdzie Boże wyśpiewać chcę”. Głównym organizatorem wydarzenia była parafia p.w. Miłosierdzia Bożego w Tarnowie.

W tym roku do festiwalu zgłosiło się ponad 400 wykonawców: soliści i zespoły w pięciu kategoriach wiekowych. W tegorocznym festiwalu uczestniczyły też solistki Jasielskiego Dom Kultury: Julia Brzeżańska w kategorii dzieci młodszych, Emilia Starzec i Karolina Polak w kategorii szkół średnich oraz Aleksandra Wietecha w kategorii dorosłych. Jury festiwalowe doceniło znakomite wykonanie Karoliny Polak przyznając jej I nagrodę za piosenkę „Szukałem Was”. II  nagrodę, w kategorii dorosłych otrzymała Aleksandra Wietecha. Ola zaśpiewała i pięknie zinterpretowała piosenkę poetycką „Kantyczka przydrożna”.

eg

XVI Jesienne Spotkania z Teatrem: Kolacja na cztery ręce

To historia muzyczno-kulinarnej konfrontacji dwóch najwybitniejszych muzyków baroku: Jana Sebastiana Bacha i Fryderyka Händla w formie słodko-gorzko-kwaśnej komedii. Na scenie ucztują mistrzowie, ale to wydarzenie jest także wytrawną teatralną ucztą dla widza. Sztuka Paula Barza to opowieść o spotkaniu, do którego w rzeczywistości nigdy nie doszło. Spotkania dwóch geniuszy żyjących w tym samym czasie. Jan Sebastian Bach – biedny kantor kościelny, którego muzykę odkrył dla świata i 90 lat po śmierci mistrza pewien kompozytor, kupując u rzeźnika mięso zapakowane w Bachowską partyturę. Fryderyk Händel – za życia uznany za geniusza światowiec piszący opery na zamówienie – człowiek żyjący ponad stan. Co wydarzy się podczas tej kolacji okaże się 28 października br. o godz. 18.00 w Jasielskim Domu Kultury.

Zapraszamy na wspólną ucztę…dla ducha.

Ostatni świadkowie zagłady Jasła

Andrzej Krupa i Jan Kozłowski byli gośćmi 129. Studni Kulturalnej Jasielskiego Domu Kultury w piątkowy wieczór 25 października. Obaj panowie dzielili się wspomnieniami na temat wysiedlenia i zagłady Jasła w 80. rocznicę tamtych wydarzeń.

Dzisiejsze spotkanie nazwaliśmy wieczorem refleksji. Dzieciństwo naszych gości było pełne wojennych przeżyć, musieli zostawić swoje domy i udać się na wysiedlenie. Pan Andrzej miał 10 lat w momencie wysiedlenia Jasła, a pan Jan był ośmiolatkiem, ich świadectwo tamtych dni jest dla nas bardzo cenne – podkreśliła Elżbieta Ruszała, gospodyni studni.

Andrzej Krupa dzielił się z przybyłymi, zarówno wspomnieniami związanymi z wybuchem wojny, czasem okupacji, jak i sierpniowym bombardowaniem miasta w 1944 roku.

– Najpierw zrzucono tzw. „choinkę”, która oświetliła część miasta, w tym ówczesny kościół OO. Franciszkanów. Moja ciotka, gdy to zobaczyła, narobiła krzyku, że trzeba uciekać, bo będzie bombardowanie. Poubierano nas szybko, mnie i rodzeństwo i zaczęliśmy uciekać. Od rynku ludzie uciekali w piżamach, koszulach nocnych, ubrani do połowy. (..) Zatrzymaliśmy się na terenie obecnego boiska szkolnego na Bednarskiej. Tam przeczekaliśmy bombardowanie i okazało się, że kilka tych bomb spadło na miasto i były zrzucane z samolotów. Jedna spadla na klatkę schodową budynku sąsiadującego z obecną szkołą muzyczną, druga spadła na chodnik w połowie kaplicy gimnazjalnej (kościół pw. Św. Stanisława B.M. – przyp. autora), od strony gimnazjum – wspominał Andrzej Krupa, który przed wojną mieszkał przy Bednarskiej 9.

Niemal półtora miesiąca po tych traumatycznych wydarzeniach zapadła decyzja o zagładzie miasta. Część mieszkańców uciekała pieszo, inni wsiadali do pociągów, jeszcze inni wozami.

– 13 września o 6 rano zaczęły po mieście jeździć samochody, wyć syreny i ogłaszali w języku polskim i niemieckim, że mieszkańcy muszą opuścić miasto. W międzyczasie ojciec przyszedł z pracy i zaczęliśmy się pakować. Mnie z rodzeństwem ubrano jak na zimę. Wsiedliśmy do ostatniego pociągu wyjeżdżającego z Jasła. Dojechaliśmy do Skołyszyna, gdzie trzeba było wysiąść, aby iść do Harklowej, gdzie mieszkali krewni. Jednak pojechaliśmy dalej, do Siepietnicy – mówił Andrzej Krupa. Niestety ani w Siepietnicy ani w Święcanach nie było wolnego miejsca. Cała rodzina udała się do Czermnej. Tamtejszy sołtys zorganizował już dla wysiedleńców rozlokowywanie po domach. Po różnych perypetiach udali się do przysiółka Czermna Nagórze. Tam pan Andrzej z rodziną do wiosny mieszkał w Czermnej. Później przeniósł się do Harklowej, gdzie kończył czwartą klasę szkoły podstawowej. Do Jasła wrócili w sierpniu 1945 roku.

Jan Kozłowski wraz z rodziną udali się do Jareniówki. Mieszkali tam miesiąc, później przenieśli się do Opacia, gdzie mieszkali już do końca wysiedlenia.

– Warunki były trudne. Mama przynosiła snopek słomy ze stodoły, rozścielała w kuchni, przykrywała prześcieradłem i wszyscy tam spaliśmy. Jak mogliśmy, tak pomagaliśmy gospodarzom. Tato handlował naftą. Wieczorem wychodziliśmy na górkę i patrzyliśmy jak Jasło płonie. To było coś bardzo nieprzyjemnego. (…) Gdy przeszła ofensywa, tatuś poszedł do Jasła zobaczyć czy dom został zniszczony. Mieszkaliśmy na Asnyka, tam zostały trzy domy i szkoła, które nie zostały zburzone. Dom, w którym mieszkałem przy Asnyka 1 miał stropy betonowe, Niemcy wrzucali do domów płonące pakuły nasączone ropą. Dzięki betonowemu stropowi spaliło się tylko jedno mieszkanie. Gdy wróciliśmy, zaczęliśmy porządkować splądrowane mieszkanie. Jasło było w gruzach, nie było sklepów, nie było prądu, świeciliśmy lampą naftową. (…) Wieczorem było bardzo nieprzyjemnie i po zmroku nie wychodziliśmy z domu – podkreślał Jan Kozłowski.

Podczas wieczoru pełnego wspomnień nie zabrakło pytań od przybyłych, którzy z ciekawością dopytywali gości o szczegóły życia podczas okupacji oraz budynki, które bezpowrotnie zniknęły z tkanki miasta.

pch

129. Studnia Kulturalna JDK: Ostatni świadkowie dramatu Jasła

Spotkanie z Andrzejem Krupą i Janem Kozłowskim, jednymi z ostatnich osób, które na własne oczy widziały wysiedlenie Jasła we wrześniu 1944 roku, odbędzie się w piątek, 25 października br. o godz.17.00 w sali multimedialnej Jasielskiego Domu Kultury. Wstęp wolny; liczba miejsc ograniczona.

Jasło, malowniczo położone miasto u zbiegu trzech rzek: Wisłoki, Jasiołki i Ropy na wysokości około 300 m n.p.m. w Kotlinie Jasielskiej, ma historię sięgającą XII w. W ciągu minionych stuleci wielokrotnie dosięgały go rozmaite klęski i kataklizmy, ale zawsze podnosiło się z ruin i znów rozkwitało. Przed II wojną światową uznawane było za miasto tak piękne, że nazywano je Perłą Podkarpacia. Po wojnie zostało z niego morze ruin. Z ponad 1150 budynków ostało się niespełna 40, a wysiedleni jaślanie rozproszyli się po świecie. Tylko część z nich wróciła by odbudować swoje miasto.
Tragedia Jasła nie była owocem intensywnych walk frontowych, prowadzonych w1944 r. tylko okupantów niemieckich, którzy najpierw wysiedlili mieszkańców miasta, potem zrabowali i wywieźli ich mienie, a na koniec budynek po budynku podpalali i wysadzali w powietrze. Metodyczne łupienie i obracanie w gruzy miasta trwało ponad trzy miesiące.
Świadków tego wydarzenia już prawie nie ma. 80 lat od zagłady miasta jeszcze tylko kilka osób, które były wtedy dziećmi, nadal żyje i coś pamięta. Dwie z nich – panowie Andrzej Krupa i Jan Kozłowski – spotkają się (o ile zdrowie im pozwoli) 25 października br., w ramach Studni Kulturalnej JDK z tymi, którzy są zainteresowani ich wspomnieniami.
90-letni pan Andrzej Krupa jest synem kolejarza, mieszkającym w czasie wojny przy ul. Bednarskiej 9 w Jaśle. Mając 10 lat, 15 września opuścił ze swoimi najbliższymi miasto ostatnim pociągiem, wyjeżdżającym z dworca o godz.11.00. Wysiedlenie przeżył w Czermnej (woj. małopolskie, pow. tarnowski, gm. Szerzyny).
88-letni dziś Jan Kozłowski mieszkał wówczas przy ul Asnyka. Jako 8-latek wyruszył ze swoimi rodzicami w kierunku Jareniówki, a wysiedlenie przeżył w Opaciu.

er

KK-T JDK i PTTK Jasło: Na rowerach do Gogołowa

Zaplanowana na 14 września br. wycieczka rowerowa do Gogołowa (pow. strzyżowski, gm. Frysztak) i rodzinnego gospodarstwa ogrodniczego Krzysztofa Niekowala, nie odbyła się ze względu na występujące tego dnia obfite opady deszczu. Organizatorzy proponują nowy termin: sobotę, 26 października br.

Wyprawę jak zwykle organizują: Klub Kulturalno-Turystyczny Jasielskiego Domu Kultury i Polskie Towarzystwo Turystyczno Krajoznawcze Oddział w Jaśle, a zapraszają na nią miłośników turystyki rowerowej i zdrowej żywności.

Gogołów to urokliwa miejscowość podkarpacka, położona w środkowej części Pogórza Strzyżowskiego, przynależącej do Czarnorzecko-Strzyżowskiego Parku Krajobrazowego. Wieś znana jest z przywiązania do tradycji i kultywowania kultury ludowej. To tu do niedawna odbywały się Festiwale Kultury Ludowej, Międzynarodowe Festiwale Rzeźby Monumentalnej i Sobótek na tzw. Dziole. W Gogołowie mieszkają i tworzą znani w środowisku artyści rzeźbiarze Kazimierz Skórski i Andrzej Madziar, których ogrody – galerie są wypełnione ich dziełami. W Gogołowie działa również Edward Górgacz, prezes Miłośników Tradycji Ludowej i Muzyki na tym terenie, który stworzył prywatną „Galerię Sprzętów Dawnych”. Wartym zwiedzania obiektem w Gogołowie jest również zabytkowy, drewniany kościół pw. św. Katarzyny z 1672 r.

KK-T JDK organizował już dwukrotnie wyjazdy do tej atrakcyjnej miejscowości. Głównym punktem programu obecnej wycieczki, będzie gospodarstwo ogrodnicze, prowadzone przez Krzysztofa Niekowala i jego rodzinę. W sielskim zacisznym zakątku zwanym Dziołem, rodzina Niekowali uprawia len, orkisz, grykę oraz zioła. Mają też drzewa owocowe oraz dużą plantację orzechów. Z płodów swojej ziemi gospodarze wyrabiają kasze, herbatki owocowe, ziołowe, tradycyjne soki, syropy, konfitury i dżemy, a z orzechów i lnu – oleje.

Wyjazd do Gogołowa będzie czwartą w tym roku wyprawą rowerową, zorganizowaną wspólnie przez KK-T JDK i PTTK Oddział w Jaśle. Grupę poprowadzą dwaj przewodnicy PTTK: Tadeusz Wójcik i Andrzej Nitka. Rowerzyści pokonają około 37-kilometrową trasę z Jasła przez Gorajowie, Sieklówkę, Januszkowie, Gogołów, Sowinę, Bieździadkę, Lublicę i Warzyce z powrotem do Jasła.

***

Termin wycieczki: 26 października br. (sobota); wyjazd sprzed JDK godz.9.00, powrót około godz. 18.00.

Koszt wycieczki: 20 zł.

Zgłoszenia i wpłaty: w PTTK Oddział w Jaśle, ul. Floriańska 15, od poniedziałku do czwartku w godz. 9.00 – 17.00, piątek w godz. 8.00 – 16.00.

Uwaga, obowiązuje ubiór turystyczny, odpowiedni na zmienne warunki atmosferyczne i posiadanie kasku ochronnego.

Program przewiduje ognisko z pieczeniem kiełbasek (prowiant własny).

Szczegółowe informacje: w JDK tel. 514 284 625, w PTTK: tel. 13 446 33 40.

Organizator zastrzega sobie prawo do odwołania wyjazdu z przyczyn od niego niezależnych.

er

Historia pięknej przyjaźni

Historię pięknej przyjaźni, zawartej w korespondencji pomiędzy dwojgiem wybitnych poetów – Wisławą Szymborską i Zbigniewem Herbertem przybliżyli widzom znakomici artyści: Dorota Segda i Jacek Romanowski, podczas spektaklu 23 października br., który odbył się w ramach XVI Jesiennych Spotkań z Teatrem.

– Całą tę historię poznamy dzisiaj, podczas tego spektaklu. Jest rok 1955, Wisława Szymborska wysyła swój pierwszy list do Zbigniewa Herberta, jako redaktorka tygodnika „Życie literackie” prosząc go o przesłanie wierszy. Co było dalej? Tego dowiecie się państwo podczas spektaklu „Historia pewnej znajomości” – powitała widzów Elwira Musiałowicz – Czech, dyrektor Jasielskiego Domu Kultury.

Artyści przybliżyli publiczności rozmowy mistrzów w zwięzłej i pełnej humoru epistolografii, zawartej w książce „Jacyś złośliwi bogowie zakpili z nas okrutnie. Korespondencja 1955 -1996”.

Znakomita interpretacja Doroty Segdy i Jacka Romanowskiego wydobywa całą pełnię humoru Szymborskiej i Herberta, ich błyskotliwość, wzajemną fascynację, a zarazem dystans do siebie, jak i do świata. Trwająca blisko 41 lat wymiana myśli i wzajemnego artystycznego zrozumienia stanowi zapis prawdziwie pięknej przyjaźni.

W listach do Szymborskiej pojawiał się niejaki Bogdan Witold Frąckowiak, piszący rzekomo w imieniu Herberta. To postać fikcyjna stworzona przez samego poetę, gdy ten testował telefon, nowy nabytek Wisławy Szymborskiej.

Herbert wydzwaniał do kolegów po piórze i zmieniając głos, przedstawiał się jako Frąckowiak, autor z Jasła. Miał ze sobą walizkę wypełnioną dwoma tysiącami sonetów, które chciał im zostawić do zrecenzowania, czym wywoływał totalny popłoch.

Korespondencję kończy telegram gratulacyjny po Noblu dla Szymborskiej i jej odpowiedź: „Gdyby to ode mnie zależało, to Ty byś teraz męczył się nad przemówieniem…”.

Partnerami wydarzenia byli Miasto Jasło, Unimot S.A. i Auto Podlasie Toyota Jasło.

pch

Zwiedzanie z KK-T JDK i PTTK: Bajkowe pejzaże jesiennych Bieszczadów

Jesienna wycieczka zorganizowana w sobotę, 19 października br., przez Klub Kulturalno-Turystyczny JDK i PTTK Oddział w Jaśle, poprowadziła na Bieszczadzkie Rawki – Małą i Wielką.

53 turystów, z rzeszowskim przewodnikiem PTTK Bogdanem Mikułą na czele, wyruszyło w trasę wczesnym rankiem. Przejrzyste powietrze i jasno świecące słońce zapowiadały dobry dzień na górskie wędrówki. Obrany szlak, który został wyznaczony trzy lata temu i na razie nie jest zbyt popularny, rozpoczynał się na przełęczy Wyżnej (872 m n.p.m.), leżącej w Bieszczadach Zachodnich pomiędzy Brzegami Górnymi a Wetliną i prowadził przez Dział (1103 m n.p.m.) w kierunku tzw. Rawek. Początek drogi, jakkolwiek wiódł przez przyjemne, zalesione zbocze, to jednak nie należał do najłatwiejszych. Piechurzy musieli się zmierzyć z przeszło 500-metrową, robiącą wrażenie niekończącej się, wyniosłością. Urok jesiennego, dość gęstego lasu z przedzierającymi się przez korony drzew promykami słońca, dodawał ochoty i sił do pokonania znacznego przewyższenia. Po pewnym czasie przed turystami odsłonił się błękit nieba, zapowiadający koniec mozołu wspinaczki i wiata tzw. deszczochron, z ławeczkami. Grupa zatrzymała się w tym miejscu, by popatrzeć na budzące zachwyt bieszczadzkie wzgórza i zebrać siły do dalszej wędrówki.

Kolejny odcinek trasy na szczyt Małej Rawki należał do nieco łagodniejszych. Ścieżka wiodła to przez odkryte przestrzenie z trawami bądź borówczyskami pod stopami i rozległymi widokami na bieszczadzkie krajobrazy, to przez leśne knieje. Po wdrapaniu się na grzbiet Małej Rawki rozkoszowano się zniewalającymi widokami skąpanych w słońcu gór: Tarnicy, Połoniny Wetlińskiej i Caryńskiej.

Następnym wyzwaniem dla wędrowców była kopuła Wielkiej Rawki (1307 m n.p.m.). By się na nią dostać turyści przeszli przez płytką przełęcz, na której rośnie najwyżej występujący w polskich Bieszczadach las, po czym dość stromym podejściem wspięli się na płaski łącznik między Rawkami, którym – już spacerkiem – dotarli na szczyt Wielkiej Rawki, skąd roztaczały się rozległe widoki na cztery strony świata. Już w czasach austriackich, Wielka Rawka uchodziła za najwyższy punkt triangulacyjny na terenie polskich Bieszczadów. Z tego miejsca podziwiano panoramę całych Bieszczadów Wysokich, zarówno polskiej, ukraińskiej i słowackiej ich części.

Po wytchnieniu przyszedł czas na drogę powrotną do kultowego Schroniska pod Małą Rawką. Powrót okazał się niezwykle wymagający, bowiem turyści musieli pokonać znaczną pochyłość, idąc w dół przez leśne terytorium wzdłuż potoku Dwernik.

Gdy utrudzeni wędrowcy dotarli do schroniska, czekało już na nich rozpalone ognisko, przy którym tradycyjnie pieczono kiełbaski, dzieląc się wrażeniami z udanej wycieczki. Część wycieczkowiczów zdecydowała się także na skosztowanie specjalności schroniskowej kuchni – bieszczadzkich naleśników- gigantów i innych dań z menu.

Wszyscy uczestnicy wyjazdu wracali do domu naładowani potężną dawką radości i energii, wyrażając nadzieję na kolejne wyprawy.

er

Przejdź do treści