Klub Kulturalno-Turystyczny Jasielskiego Domu Kultury (JDK) wraz z PTTK Oddział w Jaśle za punkt honoru obrał w sezonie letnim zdobycie Tarnicy – najwyższej kulminacji polskich Bieszczadów, symbolu i chluby naszej podkarpackiej ziemi.
W pierwszy sobotni wakacyjny poranek, 28 czerwca br., grupa 33 pasjonatów górskiej przygody pod przewodnictwem Tadeusza Wójcika wyruszyła na bieszczadzkie rozstaje.
Wstępnym punktem wędrówki były Ustrzyki Górne, skąd turyści podążyli w stronę doliny Terebowiec, gdzie znajduje się punkt kasowy Bieszczadzkiego Parku Narodowego i zarazem brama na Tarnicę – wejście na czerwony szlak, prowadzący fragmentem Głównego Szlaku Beskidzkiego.
Początek trasy okazał się przyjemną przechadzką w cieniu strzelistych buków, której towarzyszył szum potoku. Jednak z czasem łagodne podejście zamieniło się w znaczne nachylenie terenu, a trasa poprowadziła przez ułożone drewniane podesty, a na bardziej stromych odcinkach przybrała formę leśnych schodów. Na wzniesieniu odsłoniła się przed piechurami polana z wiatą i drewnianymi ławeczkami, na których mogli nabrać sił na dalszą wyprawę.
Po wyjściu z lasu na wysokości 1200 m n.p.m. wędrowcy musieli zmierzyć się ze stromym podejściem na tzw. „równiny” Szerokiego Wierchu. Mozolny przemarsz po trawiastej połoninie w kierunku wzniesienia Tarniczki dopełnił wzmagający się, silny wiatr. Jednak wędrowcy nie zniechęcili się uciążliwością aury i dziarsko pokonywali dalsze wyniosłości góry. Po pewnym czasie wiatr złagodniał. Tym razem przystanią na odpoczynek i wzmocnienie sił była „Przełęcz pod Tarnicą (węzeł szlaków). Z tego miejsca uczestnicy wyprawy przyglądali się zarysom Przełęczy Goprowskiej, panoramie stoków Krzemienia oraz szczytów Halicza i Rozsypańca.
Cel wyprawy był bliski. Kąt nachylenia ścieżki na obrany punkt sygnalizował zbliżanie się do kresu wspinaczki. Mozolne wdzieranie się po kamiennych schodach okazało się tzw. bieszczadzkim chrztem, szczególnie dla tych, którzy po raz pierwszy sięgnęli po koronę Królowej Bieszczadów. Zdobycie najwyższej góry tego pasma, z mieniącym się w słońcu metalowym 8,5-metrowym krzyżem na skalnym rumowisku, było dla piechurów powodem do radości i dumy. Z otwartej przestrzeni obserwowali widoki niemal na całe Bieszczady – te najwyższe Wschodnie, po stronie Ukraińskiej z Wielkim Wierchem, Pikujem, Ostrą Horą i innymi szczytami, a po stronie polskiej na Krzemień, Kopę Bukowską, Szeroki Wierch i Halicz.
Z dreszczykiem radosnych emocji piechurzy przystąpili do zejścia ze szczytu. Powrotna droga do Wołosatego była stosunkowo łatwa, choć niepozbawiona stromych fragmentów. Tak zrealizowała się pierwsza w tym roku wakacyjna przygoda w Bieszczadach.
Wszyscy wracali z udanej wycieczki z dumą i uśmiechem na ustach, a w szczególności jej najmłodsi uczestnicy.
foto: J. Kiełtyka
er








